Cześć Wam! Dzisiaj muszę poruszyć z Wami temat mojej pracy, bo bucha mi para z uszu i jestem trochę zła. Dlaczego? Bo Ola to ma łatwe życie – tak słyszałam wiele razy. Oznaką jakiejś chorej zazdrości były złośliwe komentarze w Internecie i plotki, które słyszałam o sobie.
Od pół roku pracuje jako agentka nieruchomości w katowickim oddziale Freedom Nieruchomości. Chociaż na rozmowie kwalifikacyjnej zrobiłam na moim szefie wrażenie pewnością siebie i jajcarskim stylem bycia to w środku czułam się jak mały, rozstrzęsiony kurczak. Rozmowa akurat trafiła na dzień po powrocie z kursu coachingowego, więc miałam chwilowego powera. Tak generalnie jednak zastanawiałam się czy poradzę sobie z nowymi wyzwaniami w branży nieruchomości, będąc totalnie zdołowana zamknięciem mojej wymarzonej firmy kilka miesięcy wcześniej. Do tego tematu powrócę w innym poście, bo czuje, że trzeba go poruszyć!
Tak więc zadomowiłam się we Freedom przez te kilka miesięcy, poznałam mój świetny zespół i złapałam dobre porozumienie z Szefem.
Pierwsze miesiące były bardzo wymagające. Szkolenia, wiele godzin pracy, bez podstawy, bez prowizji. Powiem Wam uczciwie – czasem miałam takie dni, że myślałam „kolejna kaszana” po Oazie. W mojej firmie pracowałam ponad rok czasem do 21 godziny i nie wyciągnęłam z niej ani złotówki.
Styczeń 2020 to miesiąc przełomowy bo na moje konto wpłynie pierwsza wypłata. AAAAA genialnie! Wprawdzie nie będzie powalająca, ale jednak to dla mnie ogromna satysfakcja! Przez te miesiące pracowałam przy kilkunastu tematach. Niektóre POTĘŻNE przy których przed snem liczyłam prowizje z niedowierzaniem, niektóre mniejsze, które nie spinały się na samym końcu. Czasem dzwoni telefon, jest kupiec, czujesz już tą adrenalinę i jednak finanse się nie zepną, coś nie będzie pasować, nie ma transakcji. Duże tematy w branży nieruchomości mają to do siebie, że trwają czasem dość długo. Trzeba poczekać zanim trafi się kupiec na całe przedsiębiorstwo czy nieruchomość wartą ponad 2 mln zł. Tematy są duże, ale też specyficzne. Pozyskałam je do sprzedaży ciężką pracą i wieloletnią dbałością o relacje z ludźmi.
Chodziłam na każdy Kongres Gospodarczy i ten małych i średnich przedsiębiorstw. Wychodziłam wszędzie, gdzie mogłam : bale, bankiety, koncerty, wydarzenia związane z modą. Po co? Bo warto! Tata nauczył mnie, że to procentuje. Można zrobić wspólny biznes i zarobić, można zadbać o kogoś wspólnie organizując charytatywną akcje, można liczyć na pomoc i pomagać innym. Aktywne funkcjonowanie w społeczeństwie daje mi wielką radość i satysfakcje.
Niektórzy ludzie myślą, że mam fajne życie, że szczęście i kasa spadła mi z nieba. Wkurza mnie to bo przez wiele lat udowadniam, że nie jestem córeczką Tatusia, ani utrzymanką mojego Mężczyzny. Czasem jestem, bo nabieram rozpędu w nowym kierunku i mam wsparcie bliskich. Doceniam to. Przez niemal całe studia robiłam coś ponad. Czasem były to praktyki, czasem szkolenia i praca. Teraz po studiach też nie daje sobie wytchnienia, rozwijam się w różnych kierunkach, z większymi czy mniejszymi sukcesami. Najważniejsze, że jestem coraz bardziej pewna swoich kompetencji. Umiejętność rozmowy, czyli aktywnego słuchania i reagowania na potrzeby klientów i mojego otoczenia uznaje za swój największy atut. To pozwala mi być kreatywną w pracy zawodowej, wiem jak „łączyć” ludzi ze sobą, tak żeby zrobili biznes i żebym przy okazji na tym zarobiła.
Nie jestem już trzęsącym się kurczakiem. Jestem coraz silniejsza! Wpłynęło na to wiele wydarzeń zawodowych i prywatnych. Nie raz lał się pot i łzy, myślałam, że nie dam rady. Najzwyczajniej w świecie miałam wiele razy dość. Teraz niczego nie żałuję! Każda wymagająca sytuacja to cegiełka, która jest częścią silniejszej mnie.
Szczęśliwiej,
Ola