Dzisiaj chce się z Wami podzielić czymś bardzo ważnym. Ten post będzie osobisty, napisany bez ogródek.
Przez lata terapii własnej walczyłam o odzyskanie swojej godności, pewności siebie i tego, że bez względu na to jakie sukcesy odnoszę lub nie, jestem wartościowym człowiekiem. Postrzegam siebie jako dobrego człowieka, który chętnie pomaga innym i nigdy świadomie nie sprawia nikomu przykrości. To są oczywiście założenia, a bywa różnie. Zdarza mi się kogoś przez chwile olać, skłamać. Staram się wtedy przeanalizować sytuację, przeprosić i przyznać się do winy. Terapia nauczyła mnie świadomości. Tego, że jestem człowiekiem i mogę popełniać błędy, ale warto o tym pomyśleć i powiedzieć „przepraszam”. Jest to słowo fundamentalne dla nas jako ludzi, nie robotów, przecież jesteśmy ułomni. Niektórym jednak nie przechodzi to przez gardło…
Wciąż ubywa nam istotnych zalet
Na darmo krzyk
Nadchodzi czas poważnych zmian.”
Zauważyłam, że są ludzie, którzy mają ogromny problem z przyznaniem się do błędu. Nie chcą rozmawiać o swoich winach, wprawia ich to w zakłopotanie. Niezależnie czy jest to partner życiowy, szef czy rodzic to bardzo utrudnia to wspólne funkcjonowanie. Dobra komunikacja w takim przypadku jest niemożliwa, a bez komunikacji nie ma relacji.
Rozmawiasz z taką osobą, próbujesz tłumaczyć i stawiać swoje granice, ale walisz głową w mur… Czasem pojawia się krzyk, bo ten jegomość zawsze musi mieć racje, a jak jej nie ma to ucisza drugą stronę. Trzęsą Ci się ręcę i chce Ci się wyć z niemocy, bo nie potrafisz do niego dotrzeć.
Weźmy na przykład relację małżeńską. Żona wiecznie obarczona winą, że nie potrafi tak jak ON. Nie potrafi negocjować z fachowcami tak jak zrobiłby to ON. Nie potrafi zrobić takich zakupów jak zrobiłby ON. Nie myśli tak jak ON, nie ogarnia życia tak jak ON.
Próbuje się przebić ze swoimi argumentami, ale jest skutecznie zagłuszana. Przez większość wspólnych lat jest tą „słabszą” i „uległą”. ON skutecznie ciora jej poczuciem wartości po ziemi. Może zalec na tej ziemi i pomyśleć na dwa sposoby.
„To już za późno żeby cokolwiek naprawiać po kilkunastu latach spędzonych w takich warunkach. Muszę się przemęczyć do końca, bo tak ślubowaliśmy.”
„Nie uniosę tego dłużej. Muszę poszukać pomocy. Może koleżanka poleci mi terapeutkę, może coś poradzi.”
W drugim przypadku podczas terapii może dojść do wniosku, że nie chce z nim już żyć. To temat nie do odratowania. Będzie to wymagało od niej dużo odwagi, przecież będzie musiała sama się utrzymać, przeprowadzić się do mniejszego mieszkania, rozwieść się…
Może też stwierdzić, że wyjdzie do niego z propozycją terapii dla par, może uda się to jakoś poukładać. Może jest jakaś szansa, że on to zrozumie, że się poprawi, że będzie lepiej.
Wiem, że czasem myślimy, że już łatwiej jest wytrwać niż walczyć o nowy „standard” relacji. Boimy się zmian i konfrontacji z tym, który stoi nad nami. Często on ma jakiegoś rodzaju władzę. Mogą to być pieniądze, czasem bardziej donośny głos lub siłę fizyczną, którą też raz na jakiś czas „może się popisać”. Strach wygrywa. Zalegamy bezwstydnie.
Po wysłuchaniu kilku osób, które były ofiarą przemocy zarówno psychicznej jak i fizycznej – biję na alarm! Tak nie może być! Nie możemy żyć w wiecznym strachu i poniżeniu. Sama przez lata funkcjonowałam w dwóch takich relacjach, gdzie moją godnością poniewierano. Bo ponoć zasłużyłam…
Nie gódźmy się na uciszanie, mamy prawo wypowiedzieć się do końca! Nie dajmy wmówić sobie, że zawsze druga strona ma rację! Nie bójmy się wyrażać swoich emocji, obaw. Mamy do tego prawo! Nie gódźmy się na uzależnienie finansowe bądź emocjonalne! To zawsze prowadzi w złą stronę! To dotyczy zarówno kobiet jak i mężczyzn! Przemoc stosowana wobec mężczyzn jest rzadziej spotykana, ale istnieje, byłam niejednokrotnie świadkiem takiej sytuacji…
Teraz mówię temu dość! Chcę walczyć o bezpieczną przystań dla siebie i swoich bliskich! Najchętniej wzięłabym te super babki za rękę i pokazała, że można żyć inaczej. Tylko, że każdy jest odpowiedzialny za siebie i nikomu nie pomożemy jeśli on/ona się nie odważy na krok w drugą stronę.
Ja w mojej życiowej przestrzeni teraz nie muszę być idealna, mogę zostawić brudny talerz na stole i posprzątać go później, bez szansy na awanturę. Mogę popełniać błędy i za nie przeprosić i mogę oczekiwać tego samego od moich bliskich. Bo chcę szanować i być szanowana.